Nawet po moich wpisach widać, że doba ma 100 godzin. Ostatni zresztą był tak samo długi (i nieco nudny).
Zauważam jednak, że nie tylko my możemy pochwalić się tak rozwlekłym dniem. Większość aktywnych piszących blogi tak ma.
Pamiętam jak w okolicach początku października, kiedy to wszyscy mieli za sobą starty w jesiennych maratonach, triathlonach, Biegach imienia Lekkoatlety-którego-nikt-nie-zna itd., pojawiły się hurtem wpisy o roztrenowaniu. Wszystko fajnie i pięknie, ale jeśli pisze się o minimum dwutygodniowym odpoczynku od biegania, to słabo wygląda po kilku dniach status na FB z informacją o ostatnim długim wybieganiu... Śmierdzi powielaniem konwencjonalnych tematów i hipokryzją na kilometr.
Okazuje się, że profesjonalni blogerzy biegacze amatorzy partycypują w kilku równoległych światach. Ich doba trwa zdecydowanie dłużej niż 24 godziny, ponieważ mają czas by:
- 6 razy w tygodniu katować się treningiem biegowym (z obowiązkowym długim wybieganiem w niedzielę)
- popływać na basenie, skoro wspólnie ustaliliśmy, że przecież basen jest ZDROWY
- porozciągać się minimum 30 minut przed i 30 minut po treningu
- wzmocnić mięśnie ćwiczeniami siłowymi
- pojeździć na rowerze (no bo przecież uda...)
- w sumie joga przynajmniej raz w tygodniu nie jest złym pomysłem...
Stąd mój wniosek: wszyscy sportowcy amatorzy są z KOSMOSU i to nie z planety Ziemi, lecz tych położonych bliżej Słońca i to tam dokonują tych wszystkich wyczynów, której później opisują.
Ta ich odmienność mnie intryguje i przeraża zarazem, podobnie jak wiele motywujących wpisów na różnego rodzaju stronach internetowych i facebookowych fan page'ach dotyczących fitnessu czy biegania. Kiedy czytam albo słucham tych wypocin, zawsze zastanawiam się czy autorzy zakładają, że ludzie zainteresowaniami aktywnością fizyczną są intelektualnymi niedorozwojami?
P. S. Ja na razie nie jestem Nie-z-tej-Ziemi, a Ty?